Postrzeganie biznesu oczami właściciela
a pracownika

Los bywa przewrotny. W swoim życiu zawodowym przechodziłem przez różnego rodzaju fluktuacje gospodarcze. Są rzeczy, które nigdy się nie zmieniają, inne z całą swoją siłą uderzają niepostrzeżenie.

Myśląc o rynku polskim, dostrzegam szansę, które mieliśmy i nadal je mamy. Myślę tu o benchmarku. W dalszym ciągu czasoprzestrzeni jesteśmy możemy znaleźć miejsca w swojej firmie, gdzie firmy z krajów rozwiniętych przerabiały już dany case. 

Mówi się, że pierwszy najwięcej zyskuje. Przewaga nad innymi, rynek, przywiązanie Klientów, kasę, pozycję lidera oraz wiele intratnych walorów. To jest prawda, jednakże zastanawia mnie fakt, ilu tych pierwszych startowało w danym wyścigu. Wielkie fortuny zainwestowane, mózgi sfokusowane na danym aspekcie przez (często lata i więcej) długi czas. Na koniec, jedna firma wychodzi na prowadzenie i zgarnia hegemonię przez krótki okres czasu. To jest dla tego jednego zawodnika zwieńczenie marzeń.

Cel został osiągnięty, a zadania zostały wykonane. Rozwój fantastycznego narzędzia, którym jest internet, dał nam znakomitą okazję uczestniczyć w tym praktycznie na bieżąco. Przodownicy rynku, szukają finansowania, pokazując tym samym nad czym pracują, jaki mają cel. Mając ogromny kapitał, wręcz nieograniczony, łatwiej wejść w nieznane zagadnienie.

Rzadko ktoś z nas słyszał o firmach, które startowały w tym samym czasie co google, fb, czemu? Gdyż rozpuściły się. Można wysunąć tezę, że wiedza, pieniądze to nie wszystko. Dodałbym potrzebę, władzę, wpływ globalny rozwiązania, czas implementacji oraz jak we wszystkim determinację i szczęście.

Polska jest krajem pięknym, rozwijającym się w szybkim tempie. W wielu gałęziach gospodarki idzie na czele. Digitalizacja społeczeństwa, wykorzystywanie aplikacji w życiu codziennym, innowacyjne systemy zarządzania i otwartość nas na nowości. Uważam, że szansa, którą otrzymaliśmy w połączeniu z naszą naturą zaradności wystrzeliła nas z podziemi.

Nawet patrząc, że w przeciągu 20 lat w biurach zamiast papierosów mamy owocowe środy, czwartki to jest kosmos. A nie nastąpiła całkowita zmiana pokoleniowa na rynku pracy. Tak, zdaję sobie sprawę, że tak nie jest wszędzie, ale i w krajach wysokorozwiniętych spotykam pracowników jedzących kanapki przy maszynach, wśród smaru i dokumentów – takie firmy będą istnieć. Why? Bo każdy z nas jest jednak inny i są ludzie, którym jest tak dobrze. Szanujmy to.

Opóźniony rozwój daje nam szansę

Nasze opóźnienie w budowie gospodarki jest i nie zmienimy przeszłości. Jak nie mamy na to wpływu, trzeba nauczyć się z tym żyć, zaakceptować, przemyśleć i wyciągnąć wnioski.

Jakie wnioski? Jak budować dobrze działające biznesy. Zrobić to jak pokazowe, dobrze prosperujące firmy. Możemy iść ich drogą i nie zgarniać laur pierwszeństwa, a ułożyć właściwie biznes.

Są gałęzie, gdzie to my możemy być i jesteśmy pionierami. Jednak dysfunkcja świata pozwalająca na kopiowanie patentów i rozwiązań kusi, aby spieniężać czym prędzej rozwiązanie funduszom, czy inwestorom zagranicznym.

Zrób to tak samo, a nawet lepiej

Dochodząc do przekonania, że na świecie już coś działa, i że może sprawiać nam to przyjemność oraz możemy na tym zarobić, to why not? Cola zarobiło i dalej zarabia, później weszło Pepsi (z ciekawostek, jako lekarstwo na trawienie), mamy też rodzimą Polo Coctę. Ktoś zarzuci, że to podróbki pionierskiego napoju Coli. No i co?

Nadrzędną rolą przedsiębiorstwa jest uzyskiwanie zysku. Jest zysk jest zabawa. Altruistyczne podejście do zarządzania biznesem jest przeze mnie widziane, ale w takiej organizacji czas życia jest określony. Wyznacza to właściciel, który wraz z przejściem na emeryturę nie ma (właściwego do takiej roli) sukcesora. To jest trochę pokłosie naszej przeszłości, ciężkich czasów, gdzie z niczego dochodziło się do fortuny, a następnie następował okres wzrostu konkurencyjności rynkowej.

Robiło się na czym się znało i płynięcie z prądem było barierą dla wielu przedsiębiorców. Obecnie jest duży z tym problem, gdyż wielu właścicieli jest w okresie emerytalnym i zachodzą w głowę, jak nie patrzeć na wyjebkę swojej (dziecka) firmy. Dobrze jest, gdy udaje się skruszyć beton przekonań o swojej ponad przyrodzonej mocy uniwersalizmu i przemijania wieku produktywnego zawczasu.

Mała czy duża firma rodzinna ma takie same podstawowe dylematy

Znam firmy ogólnoświatowe, gdzie kwestia zarządzanie w rodzinie jest delikatnie pisząc drażliwa. Znam firmy lokalne, gdzie tak samo się na siebie wkurwiają i często o te same sprawy. Kwestia dorastania w całkowicie innym otoczeniu geopolitycznym zazwyczaj jest wystarczająca, a to jest wierzchołek góry lodowej. Nie posiadanie dosłownie niczego i tworzenie czegoś, do czego komponentów nie można było kupić.

Rozpoczynanie przypadkowego biznesu, gdyż dostało się dostęp do magazynu. Obawa, czy US wejdzie i naliczy karę za Bóg wie co. To uczyło przetrwania. Tam gdzie nie odwaliła sodówka i sprzyjało szczęście budowały się imperia, które to z kolei sprowadzały uśpienie kolejnego pokolenia. Tata miał firmę, świetnie działała, był dom, samochody, wakacje i cała reszta. Tak miało być całe życie.

Wiele osób dalej jest w letargu dobrobytu, część w niedowierzaniu, że coś się skończyło, czy kończy. Cieszę się, gdy widzę firmy, gdzie jednak dzieciaki otrzymały dobre fundamenty i musiały starać się, aby same coś mogły osiągnąć i udowodnić rację swojej pozycji w firmie. 

I tu chcę przejść do tematu mojego wpisu.

Jak różne może być postrzeganie firmy przez właściciela i pracownika

Poprzedni akapit tylko jest poruszeniem bardzo szerokiego wątku sukcesji w firmach i ma uświadomić nam, że zakres działania nie jest wystarczający to tworzenia wielkich rzeczy. Stawiam tezę, że przedsiębiorstwo, które nie prowadzi otwartej możliwości dyskusji, ogólnej zgody na zmiany w organizacji przez jej członków oraz utożsamiania się z marką nie odniesie długoterminowego sukcesu na arenie konkurencyjnego rynku, gdzie obecnie właściwie nie ma granic i żyjemy w jednej wielkiej wiosce.

Wyobraź sobie (swoje) dziecko, i że musisz mu wytłumacz, aby nie bawiło się klockami w ten sposób jaki lubi, tylko zgodnie z tym, jak sobie wymyśliłeś? Teraz wyobraź sobie 40, 60, 500 takich dzieci, do których musisz dotrzeć i uporządkować swoje mrowisko na swoją modłę. Wiesz, że takie rzeczy się dzieją i nie jest to magia. Są firmy, które płacą i mają spokój przez większość czasu. Jest wiele firm, które nie płacą i mają przemiał, jak na PKP Kraków Główny. 

Jest jeszcze inna metoda na głoda. Otwartość, zrozumienie. Szanujmy się wzajemnie. Jest duży problem z dostępnością pracowników i to nie tylko w IT. Jednak znam przypadki, gdzie brak obustronnego zrozumienia, wysyłania jasnych komunikatów. Pracownicy rezygnują nie z powodu kasy, tej mają aż za dużo (o ile tak można napisać, mam nadzieję, że rozumiem kontekst). Jednak komunikacja się sypie, lub jej nie ma. Atmosfera napięta, jak baranie jajka i trzeba dzwonić do headhuntera po kolejnego i kolejnego itd. 

Jak nie dać się zwariować

Każdego pięknego dnia, a nawet już w te beznadziejne, otrzymujemy mnóstwo porad, jak to zarządzać firmą, jak rozwijać swoją kadrę, delegować zadania i tak bez końca.

Problem w tym, że ciężko przelać to na sukcesora, który mógłby poprowadzić firmę, a tym bardziej na w sumie obce osoby, które mogą w sekundę z naszego życia zniknąć bezpowrotnie. 

Jako właściciel możesz widzieć szczyt góry, a przynajmniej mam taką nadzieję. Pracownik widzi mgłę i kamienie pod stopami, oblodzoną ścieżkę z kleszczami. Niedorzeczne? Jednak z błędnego postrzegania potrzeb innych wynika większość konfliktów. Ciśniemy do przodu cały zespół, jako jedność. W natłoku zajęć zapominamy o podstawowych rzeczach.

Sekundy, które jakoś dziwnie szybciej się przesuwają na tarczy zegara wprowadzają w nas chaos. Tyle jeszcze na głowie, a tu czas na kolejny task. Nagle dzwoni mi w głowie “hola, a może w tym zespole mam różne osobowości i one postrzegają organizację, cele, zadania w inny sposób?”. 

Mam dla Ciebie zadanie. Ciekawy jestem, czy dasz mu radę?

Wpisz w kalendarz 2x w tygodniu po 10 min. na spotkanie z pracownikiem. Face to face, bez jakiś zaproszeń online. Spontaniczna rozmowa o dupie Maryny i biznesie (może być online, jak tak właśnie pracujecie). Nie wysilaj się z przygotowaniem, proste small talk z elementami tego, co siedzi Ci biznesowo w głowie (oczywiście nie o zwolnieniach z powodu bankructwa :)) o rozwoju, planach. Fajnie dostać feedback, lub wrócić do tematu podczas kolejnego spotkania. 

Cel: zaobserwowanie zmian w pracowniku w kontekście podejścia do pracy i biznesu. 

Jasne, jak masz 60 pracowników to nie zrobisz tego w tydzień. Po pierwsze nie ma tyle czasu, ale stopniowo, metodą małych kroczków, step by step dojdziesz, jak uważam, do bardzo ciekawych obserwacji i czegoś jeszcze…. 

Tylko spokojnie, gdy nie robiłeś tego przez 10 lat i nagle zaczniesz być przyjacielem rodziny, może to być krępujące dla Twoich podopiecznych.

Musimy pamiętać o jednym

Moje zdanie jest takie, że należy utrzymywać balans. Co oznacza, że należy pamiętać o tym, aby praca była pracą, a nie przedszkolem. Możemy się lubić, mieć wspólne zainteresowania, jednak jasno określone i zaakceptowane cele muszą być rozliczane. Zero jedynkowo, na sympatię nie ma tu miejsca, za to jest na wsparcie, pytania o realizację przez upływem czasu, trudnościami z tym związanymi.

Nie ma jak u Mamy

Coś w tym jest. Mama pocieszy, przytuli, wysłucha. Czyż tego nie potrzebuje w tym zwariowanym świecie? A jak jeszcze nakarmi ciało i duszę.. Czego mam jeszcze trzeba? Odpowiedz sam na to pytanie.

Bezpieczeństwa? Mi to kojarzy się z rolą ojca. Jednak każdy z nas ma swoje przekonania. Inne słowa się nam cisną i i różne odpowiedzi.

Inność jest piękna

Inność jest piękna, jednak trzeba to piękno dostrzegać i je wydostać na światło dzienne, by się nim ogrzać (właśnie za oknem jest 32 stopnie i dziwnie pisać o ogrzewania w środku upału :)).

Miejmy w sobie zacięcie, aby rozwijać firmę poprzez kapitał ludzki. Być może któregoś dnia ukaże się, że to będzie najlepsza inwestycja w Twoje przedsiębiorstwo.

Scroll to Top